Najzdrowsze są społeczeństwa, które mają odwagę eksperymentować, a źle pojęty konserwatyzm wynika najczęściej z niewiedzy. O tym, jak zmieniać Kraków rozmawiamy z architektem Józefem Białasikiem, współzałożycielem pracowni B2 Studio.
W Krakowie mamy Wawel i wokół same zabytki. Zabytkiem jest nie tylko Hotel Cracovia, ale też magazyny, pozostałości fabryczne. Takie miasto, w którym słowo: „architektura” staje się tożsame ze słowem: „zabytek”. Powoli zaczynam się tu czuć jak w skansenie. Nie ma Pan podobnego wrażenia?
Takie zachowawcze podejście do architektury istnieje i trzeba w końcu powiedzieć jasno, że jest ono szkodliwe. Zawsze istnieje spór pomiędzy konserwatorami, a modernistami, bo ci pierwsi chcieliby wszystko zachować, a ci drudzy zbudować wszystko od nowa. Prawda jednak leży pośrodku. Problemem jest to, że nikt tego nie waloryzuje, nie definiuje, co tak naprawdę jest wartościowe, a co nie ma wartości i można się tego pozbyć.
Kiedy wyjdę na ulicę straszy mnie Forum, Cracovia, Szkieletor. Same straszydła zamiast nowoczesnej architektury.
Jest to rodzaj źle pojętego konserwatyzmu, unikanie rzeczy jednoznacznych i zdecydowanych. Taki strach najczęściej wynika z niewiedzy. To widać i słychać zarówno w dyskusjach publicznych jak i w urzędach. Opisywane przez Pana przypadki są jednak różne. Szkieletora powinno się po prostu zburzyć i zbudować na jego miejscu coś innego, nowoczesnego. Podobna trochę jest sytuacja na ulicy Romanowicza na Zabłociu, gdzie straszy biurowiec Telopodu. On nie ma żadnej wartości architektonicznej, ale nikt go nie zburzy, bo plan nie pozwala na budowę nowego budynku o takiej samej wysokości. Inna sytuacja jest w przypadku Hotelu Cracovia. Ten budynek ma pewne wartości architektoniczne, choć nie tak wybitne, jak twierdzą zwolennicy i nie tak marne, jak mówią przeciwnicy.
Inwestorowi zupełnie niepotrzebnie nałożono zbyt wiele ograniczeń i skończyło się to na patologii odtwarzania w nowej inwestycji fragmentów lub uformowań budynku istniejącego – to zupełnie niepotrzebne i nawet niepoważne. W tym przypadku powinno się zadbać jedynie o zachowanie charakteru przestrzeni, pewnego otwarcia urbanistycznego i gabarytów. Remontowanie nie funkcjonalnego dziś budynku nie ma sensu. Technicznie to budynek przestarzały. Powinniśmy wytwarzać nowe wartości, a nie przykręcać śrubę inwestorom i tak nie mając wpływu na ostateczny rezultat, bo to do niczego dobrego nie prowadzi.
Jeśli popatrzymy na architekturę plomb czy nadbudów w centrach miast, to te w Europie Zachodniej są nowoczesne. W Krakowie natomiast zbyt często udają nieudolnie starą zabudowę.
Jestem wrogiem udawania starego. Uważam, że oprócz projektów konserwatorskich takie udawanie to błąd. Powinien istnieć prymat urbanistyki nad architekturą. Architektura ma prawo i powinna być (oczywiście w części) eksperymentalna z pełną świadomością ryzyka tego, że popełni się błąd. Najzdrowsze są społeczeństwa, które mają odwagę eksperymentować. W Polsce tego brakuje, a Kraków nie jest tu wyjątkiem. Tak jest praktycznie we wszystkich dużych miastach.
W ładzie przestrzennym istotne jest zachowanie równowagi między placami, terenami zielonymi a zabudową.
Przestrzeń publiczna jest jak zaprawa, klej, który łączy i spaja. Wytwarzanie i dbałość o to spoiwo jest obowiązkiem miasta i to w głównej mierze ono decyduje o jakości przestrzeni. Pozostali, czyli inwestorzy powinni wypełniać miejsca obok. W całej Polsce jest dokładnie odwrotnie. Najpierw tworzy się zabudowa, prywatne inwestycje i potem dopiero zastanawiamy się jak je połączyć. Wyjątkiem i przykładem pozytywnym mogą być Katowice, gdzie udało się stworzyć publiczną przestrzeń z Muzeum Śląskim i Spodkiem. Powstał tam w wyniku synergii ciąg placów i budynków publicznych. U nas są to pojedyncze budynki upchnięte dość przypadkowo w przestrzeni. Pieniędzy wydajemy w obu przypadkach tyle samo, a jak różne są efekty. Brakuje nam wizji, wiedzy i determinacji. Myślę tu o skali całego kraju, nie tylko Krakowa.
Nie wykorzystujemy też atutów, które mamy, choćby widokowych działek nad Wisłą. Przykładem niech będzie Skład Solny koło Placu Bohaterów Getta. Moim zdaniem aż się prosi w tym miejscu o coś spektakularnego, coś w rodzaju Muzeum Guggenheima w Bilbao.
To jest niestety zjawisko ogólnopolskie. Brakuje nam wizji i odwagi. To elementy naszej prowincjonalności. Tworzymy obiekty odseparowane od reszty. Tu jakiś biurowiec, tam centrum kongresowe. Nie ma myślenia całościowego, tworzenia tkanki współczesnego społeczeństwa.
Marzy się Panu taka dzielnica jak La Defense w Paryżu?
Powinna się marzyć władzom miasta przede wszystkim. Z dawnych czasów mamy już dobre przykłady myślenia kompleksowego, jak choćby Aleje Trzech Wieszczów czy ulica Dietla. Jeśli będziemy mieć odwagę, determinację i jasną wizję, to takie fragmenty miasta mają szansę powstawać. Oczywiście w skali odpowiedniej dla Krakowa. Na razie zbyt dużo jest przestrzeni zagraconej. Nie radzimy sobie z małymi problemami. Mamy niby place, niby zieleńce, ale to nie są place, ani tereny zielone tylko jakiś bałagan miejski, gdzie stoją baraki, garaże, budki. To trzeba wyeliminować. Tak powstaną rezerwy przestrzeni. Powinniśmy mieć odwagę zdefiniować konkretne obszary i wykorzystać je. Kraków jeszcze nie sięgnął do prostych rezerw. Popatrzmy na wspominany przez Pana Paryż. Jest bardzo gęsto zabudowany, a jednak potrafił stworzyć place, skwery i przestrzeń miejską. Tam nie ma wątpliwości, gdzie jest park. Musimy zdefiniować takie przestrzenie. Od tego trzeba zacząć myślenie o tkance miejskiej.
Jak pogodzić interesy inwestora, miasta i ruchów miejskich. To dzisiaj osobne grupy nie tworzące wspólnych koncepcji.
Pewien poziom sporu będzie zawsze, ale u nas jest on na nie racjonalnym poziomie. Ruchy miejskie są potrzebne, choć są u nas za słabe i nie potrzebnie mają czasem wymiar polityczny. Na razie to raczej wyrażanie potrzeb, a nie ruchy społeczne. Kiedy projektowano w Nowym Jorku nowe miejsca pod zabudowę, w tym choćby nowe nabrzeże Brooklynu, cały proces rozpoczął się od setek konsultacji społecznych, od poznania oczekiwań, obaw i diagnozy możliwości. Dzisiaj tak naprawdę nie wiadomo ilu mieszkańców ma Kraków. Jest przecież mnóstwo ludzi, którzy nie są tu zameldowani. Jeśli dobrze nie poznamy tkanki społecznej, to nie będziemy mogli nic projektować w sensie urbanistycznym, bo nie wiemy kto z tej architektury będzie korzystał teraz, a kto w przyszłości. Do tego konieczne jest także włączenie jawności decyzji, bo bez jawności nie ma demokracji.
Rozmawiał: Jarosław Knap
Więcej informacji na:
www.b2studio.com.pl