Pierwotne wobec idei „miasta inteligentnego” jest „miasto współpracy”. Technologia jest wtórna. Najważniejsze, by mieszkańcy miast zaczęli widzieć jego problemy, głośno o nich mówili i sami tworzyli innowacyjne rozwiązania.
O skutecznej współpracy 56 miast na świecie, efektywnym zarządzaniu i praktycznych obywatelach świata opowiada architekt i urbanista, twórca platformy internetowej Citymart – Sascha Haselmayer.
Czym charakteryzuje się „miasto współpracy”?
To miasto, którego problemy mogą być rozwiązane przez każdego. Chodzi o to, by każdy mógł zdiagnozować problem, nie przechodził obok niego obojętnie, ale zrobił coś w kierunku jego wyeliminowania. To może być burmistrz, prezydent miasta, biznesmen, dziecko i starsza osoba. Istotne jest też dzielenie się informacjami, tak o problemach jak i pieniądzach, które można wykorzystać, aby je rozwiązać.
Jaką rolę odgrywa więc technologia?
Technologia jest wtórna. Pokazuje nam możliwości, ale jest bardzo kosztowna. Wiele europejskich miast wydaje na nią kilkadziesiąt razy więcej środków, niż to w rzeczywistości potrzebne. Często inwestują w nowinki, które tak naprawdę nie są dobre dla mieszkańców. Nie uczą się na błędach innych miast, które już ich próbowały. Technologia oczywiście jest ważna, ale jest już dziś bardzo rozwinięta. Lepiej zadać sobie pytanie- jaką społeczną wizję miasta mamy? Jak wykorzystamy najlepiej istniejące rozwiązania technologiczne? Ważniejsze jest jakie będą efekty naszej współpracy, na drugim miejscu stawiam pytanie, jak choroby miast uleczy technologia.
W krakowskich autobusach pojawiły się niedawno biletomaty, w których można dokona zakupu jedynie karta płatniczą. Mieszkańcy miasta podnieśli larum – takie rozwiązanie nie jest odpowiednie dla wszystkich, choćby starszych osób lub młodzieży szkolnej. Władze poszły o krok za daleko?
Doskonały przykład. Takich działań władz miast są setki. Sama technologia, bez uwzględnienia potrzeb może tylko przeszkadzać. Władze miasta Saint Paul (Minnesota) w 2011 r. zainwestowały w dźwiękowe sygnalizatory dźwiękowe dla osób niewidomych, informujące gdzie się znajdują. Po konsultacjach z niewidomymi okazało się, że nie potrzebują oni takich rozwiązań, nie są im pomocne, bo świetnie znają miasto i jego główne skrzyżowania. Wspólnie szukaliśmy innych ułatwień codziennego życia dla niewidomych. Rozmowa to absolutna podstawa.
Do wzięcia odpowiedzialności za swoje miasta zachęca stworzona przez Ciebie platforma Internetowa Citymart. Jak działa?
Citymart skupia 56 miast z całego świata, w tym Barcelonę, Londyn, Paryż, Moskwę, San Fransisco czy Boston. Mieszkańcy dzielą się tam problemami i uczą się od siebie nawzajem. Dzięki wymianie doświadczeń, zarówno wielkie, światowe aglomeracje jak i małe wspólnoty mogą informować o swoich potrzebach i szukać innowacyjnych rozwiązań lub dowiedzieć się o tych już stosowanych. Citymart zmienia również podejście urzędników do procesów zamówień publicznych – w efekcie ich koszty spadają. Ponadto swoje propozycje mają szansę przedstawić mniejsi przedsiębiorcy i co ogromnie ważne – mieszkańcy mają większą świadomość, jak wydawane są ich pieniądze.
Znasz problemy polskich miast? Czy któreś z nich zdecydowało się na współpracę z Citymart?
Prowadziliśmy rozmowy z władzami Krakowa, ale nie zdecydowały się dotychczas na współpracę. Myślę, że w Polsce jest dużo do zrobienia, a zacząłbym od upublicznienia informacji o wszelkich wydatkach miast. Z moich doświadczeń – m.in. z warsztatów przeprowadzonych w Warszawie -wynika, że obywatele nie rozumieją wielu decyzji podejmowanych przez władze miast. Zauważyłem też duży brak zaufania do biznesu. Biznesmeni i władze nie mają zaufania mieszkańców miast, nie są traktowani jako ci, którzy mogą pomóc rozwiązać ich problemy, znaleźć innowacyjne rozwiązania. Biznes i rząd są złe – takie jest podejście Polaków.
Czy problemy miast postkomunistycznych różnią się od problemów aglomeracji Zachodniej Europy?
W każdym mieście, jakie odwiedzam, słyszę na początku rozmowy: „musisz zrozumieć, że nasza sytuacja jest zupełnie inna, niż w innych miastach”. Potem następuje litania żali na lokalne i centralne władze. Ale ostatecznie okazuje się, że oczekiwania mieszkańców od władz ich miast i wyobrażenia o przyszłości są bardzo podobne. Wszyscy chcemy pracować, żyć łatwiej, bezpieczniej, dbając o swoją rodzinę i chroniąc środowisko.
Mówienie, że „nasze problemy różnią się od problemów innych” to wygodna polityczna wymówka?
Tak. Na świecie jest w sumie ok. 557 tys. miast i wspólnot. Ich rzeczywistość nie różni się od siebie tak znacznie, by nie istniały uniwersalne rozwiązania wielu codziennych kłopotów Krakowa, San Francisco czy Moskwy. Ludzie chcą rozumieć decyzje, szczególnie władz lokalnych, bo to one zaspokajają najbliższe potrzeby. Na pewno w większym stopniu niż rząd.
Powiedz o najbardziej interesujących i praktycznych pomysłach obywateli, które poznałeś.
Zacznę od pomysłu obywateli, aby w łatwy i tani sposób ukryć wystające w jezdniach studzienki – drażniące obywateli większości miast na świecie. Powstała firma, która w ciągu kilku godzin, a nie dni jest w stanie skutecznie „schować” takie studzienki. Kolejny to wspólne dojazdy do pracy – samochody wypełniły się sąsiadami lub pracownikami jednej firmy, wracającymi razem do domu. Inna inicjatywa to stworzenie wspólnoty osób, które miały trudne dzieciństwo i nie umiały o tym mówić lub zaangażowanie niewidomych, bezrobotnych kobiet do wykrywania raka piersi dotykiem. W Bostonie powstała organizacja, głosząca, że najważniejszy jest pokój świecie – uczy budowania zgodnych relacji już najmłodszych dzieci w szkołach. Okazuje się, że takie osoby stają się bardziej wrażliwe i kreatywne.
Jak udało się wprowadzić w życie innowacyjne rozwiązania?
Ludzie uwierzyli, że mają wpływ na swoje otoczenie, zaczęli głośno mówić o trudnościach codziennego funkcjonowania i potrzebach. Co istotne, urzędnicy zrozumieli, że nie połknęli wszystkich rozumów, że nie oni znają najlepszy sposób, żeby zadowolić mieszkańców. Musieli zacząć słuchać, nie bać się powiedzieć do obywateli: pomóżcie nam stworzyć lepiej funkcjonujące miasto.
Istnieje ruch prezydentów i burmistrzów miast w Europie, którzy twierdzą, że miasta są przyszłością, że to one dysponują największymi budżetami i mają największy wpływ na życie mieszkańców . Włodarze aglomeracji skupieni wokół burmistrza Amsterdamu Eberharda van der Laana mają w tym roku spotkać się w Londynie i stworzyć tzw. „Globalny parlament miast”. Mają szansę zawojować świat?
Rządom ufa ok. 12 proc. mieszkańców miast, lokalnym władzom ponad 60 proc. To niezły pomysł, ale obawiam się, że ci włodarze mogą się zapomnieć w przekonaniu, że zbawią świat. Wiele zależy od tego, jak wykorzystają wspólnotę doświadczeń i poglądów. Jeśli parlament stanie się forum dla wzajemnej pomocy, nauki i zadawania pytań, mogą wiele osiągnąć. Jeśli wygrają osobiste ambicje i rywalizacja – kto jest lepszym politykiem – pomysł okaże się stratą czasu.
Sascha Haselmayer – urodził się w Niemczech, studiował architekturę w Wielkiej Brytanii, dziś pracuje w Barcelonie. Stworzył platformę internetową Citymart.com, która wspiera szukające innowacji miasta w rozwiązywaniu ich problemów i w poprawianiu jakości życia mieszkańców. Współtworzył „innowacyjne dzielnice” takich światowych aglomeracji jak Bangkok, Szanghaj czy Barcelona. Pracował również jako doradca instytucji oraz organizacji m.in. Unii Europejskiej oraz Rady Nordyckiej.
Magda Wrzos
autorka jest redaktorem Wiadomości
portalu Onet