„Ogromny potencjał Wisły i jej okolic nie jest wykorzystywany nawet w połowie. Władze miasta za mało dbają też o przedmieścia, skupiając się tylko na historycznym centrum” – twierdzi Mike Davies, słynny amerykański architekt i badacz miasta, który uczestniczył w pracach nad planem „Wielkiego Paryża”.
Od 40 lat jako architekt przygląda się Pan miastom na całym świecie. Niedawno odwiedził Pan Kraków. Jakie są największe problemy miasta?
Przeanalizowałam dokładnie plany Krakowa, ale nie znam dobrze miasta z autopsji. Jestem jednak zwolennikiem teorii, że na papierze można często zobaczyć więcej. Znam układ miasta i wiem, że rzeka bardzo determinuje jego funkcjonowanie. Kraków, podobnie jak inne średniowieczne miasta w Europie jest scentralizowany, życie toczy się przede wszystkim w jego historycznym Rynku i okolicy. Sęk w tym, że im dalej od centrum, tym tereny tracą na znaczeniu. I tu widzę problem Krakowa. Przedmieścia w porównaniu z centrum są zaniedbane, źle skomunikowane, uboższe pod każdym względem.
Zyskują jednak na znaczeniu w miarę rozrastania się miasta.
Za mało. Miasto się rozszerza, ale nie idą za tym ważne dla mieszkańców zmiany. Wciąż wiele jest miejsc, które nie mają bezpośredniego połączenie komunikacyjnego z centrum miasta. Władze Krakowa nie mogą skupiać się tylko na reprezentacyjnej części aglomeracji. Ponieważ nowe bloki nie powstaną w historycznej dzielnicy, należy zaplanować, jak wyglądać mają nowe przedmieścia. Uwzględnić trzeba też miejsca pracy, do których mieszkańcy muszą łatwo dotrzeć.
W Krakowie wciąż trwa dyskusja, czy powinna powstać dzielnica biurowców, stanowiąca nowe centrum biznesowe.
Nawet jeśli teraz nie jest to konieczne, przyjdzie czas, że rozmowa o takiej dzielnicy stanie się czymś niezbędnym. Kraków spojrzy jednak na wysokościowce podobnie jak Paryż – nie będzie chciał widzieć ich między niższymi zabytkowymi kamienicami, ponieważ to psułoby to architektoniczny, spójny charakter przestrzeni. Paryż zaplanował dzielnicę nie burząca tego porządku – La Défense. Jednak warto myśleć o stworzeniu kilku mniejszych centrów ważnych dla mieszkańców, w zależności od charakteru działalności, niekoniecznie jednej dzielnicy biznesowej.
Jak miałaby ona wyglądać i gdzie powstać?
Ustalenie tych kwestii wymaga otwartej debaty, w której uczestniczyliby mieszkańcy, władze miasta i eksperci. Bez względu na to, jakie byłyby efekty tych rozmów, na pewno zbudowałyby obraz tego, co możliwe, pożądane, a na co zgody nie ma. Wymiana myśli pozwoliłaby na zrozumienie argumentów poszczególnych stron. Tego nie da się jednak ustalić z dnia na dzień, mówimy o procesie wymagającym czasu i energii wielu ludzi. Trzeba też pamiętać, że wszystko jest relatywne, nie ma jednego właściwego rozwiązania.
Inna palącą kwestią jest otwarcie miasta na Wisłę. Mieszkańcy oczekują bezpiecznej, zielonej przestrzeni dla rekreacji i odpoczynku. Bulwary to wciąż zaniedbane miejsce. Jak nadać im nową jakość?
Ogromny potencjał Wisły i jej okolic nie jest wykorzystywany nawet w połowie. Wynika to m.in. z ryzyka powodzi, co wyklucza permanentne rozwiązania. Na wstępie trzeba uwzględnić niebezpieczeństwo podnoszenia się stanu wody. Zarówno przy budowaniu jak i planowaniu terenów zielonych. To nie znaczy, że nie ma na to sposobu, można na przykład posadzić tam rośliny, które przetrwają tydzień lub dwa pod wodą.
W 2008 r. znalazł się Pan wśród 10 wybitnych architektów, którzy zostali zaproszeni do udziału w projekcie „Wielkiego Paryża (“Grand Paris”). Mieliście znaleźć odpowiedź na pytanie – jak ma wyglądać stolica Francji i Metropolia Paryska do 2030 roku. Jak wspomina Pan pracę nad tym projektem?
To ogromne przedsięwzięcie. Wyznaczyliśmy 10 obszarów do dyskusji. Dotyczyły: spójności Paryża z aglomeracją, zwartości zabudowy miasta, rozwiązania problemów transportowych oraz ekologii. Jednak zanim rozpoczęliśmy prace, zorientowaliśmy się, że istnieje ogromny kłopot komunikacyjny między trzema kluczowymi grupami. Byliśmy zaskoczeni, jak bardzo brakuje jakiegokolwiek dialogu między władzami aglomeracji, Władzami Paryża, w którym mieszkają 2 mln obywateli oraz rozległymi przedmieściami z 9 mln ludzi, nad którymi pieczę administracyjną sprawowało w sumie prawie 700 różnych merów. Nikt z tych podmiotów nie rozmawiał ze sobą o przyszłości Paryża i sąsiadujących z nim departamentów i dzielnic.
Udało się dojść do porozumienia?
Zaproponowaliśmy nowe mechanizmy współpracy. Zależało nam na tym, by merowie przestali skupiać się na różnicach i odmiennych ideach, bo dodatkową przeszkodą były poglądy polityczne. Zaczęli wreszcie myśleć o wspólnocie i o tym, co razem można osiągnąć. Ogromnym sukcesem są zmiany w strukturze władz aglomeracji, które zakładają integrację z przedstawicielami przedmieść. Nie jest to widoczne gołym okiem dla mieszkańców, ale wiem, że te zmiany już następują.
Pracował Pan m.in. nad rozwiązaniami komunikacyjnymi Paryża i sąsiednich dzielnic. Ostatecznie władze aglomeracji zdecydowały o ogromnych inwestycjach.
Tak, pracowaliśmy pieczołowicie nad nowym systemem metra i zmianami, które miały zintegrować biedne przedmieścia z centrum Paryża. Zaprojektowaliśmy 56 stacji, rewolucyjny plan został zaakceptowany przez władze aglomeracji i rząd Francji. Prace już ruszyły, koszty sięgną 23 bilionów euro. To, co udało nam się już osiągnąć w rozmowach to pojęcie zjednoczonego komunikacyjnie Paryża. Nie mówimy już o centrum i dzielnicach wokół. Mieszkańcy zaczęli mówić, że są z Paryża, a nie z danej dzielnicy, co dawało na wstępie pojęcie odległości od centrum.
Problemy Paryża są uniwersalnymi wyzwaniami dla współczesnych miast?
Miasto jest dziś najważniejszą jednostką przestrzeni publicznej. Połowa mieszkańców Ziemi mieszka dziś w miastach, w przyszłości szacuje się, że będzie to 80-90 procent populacji. Oczywiście mają one różne problemy socjalne, geografię, ekonomię. Ale najważniejsze, by dzielić się doświadczeniami i rozwiązaniami. Nigdy dość eksperymentów. Rozwiązania nieskuteczne w jednym miejscu mogą okazać się zbawienne w innym. Dlatego władze miast powinny rozmawiać ze sobą i mieszkańcami. Co ważne, włodarze miast powinni być niezależni od polityk. Dzięki temu poznają prawdziwe problemy. Działania na rzecz zwiększenia terenów zielonych czy lepiej funkcjonującej komunikacji są pożądane w każdym mieście.
Jaka jest dziś największa bolączka europejskich miast?
Problem mieszkaniowy. Nie ma wystarczającej liczby lokali socjalnych, a inwestycje przejął sektor prywatny. Myślę też, że brak przestrzeni publicznej, w której toczy się życie. Mieszkańcy miast bardzo potrzebują takich bezpiecznych miejsc. Ale muszą być to przemyślane pomysły, by były praktyczne i funkcjonalne. Na przykład w wielu miastach Stanów Zjednoczonych zaprojektowano otwarte place i parki, które świeciły pustkami. Wszystko dlatego, że w lecie było tam za gorąco, a w zimie za zimno. Architekci projektują coś ładnego na papierze, ale to ludzie weryfikują te wizje. Gdyby ktoś ich zapytał, dlaczego nie przebywają w tych nowych miejscach, na pewno odpowiedzieliby, gdzie tkwi problem.
Brak dialogu społecznego wydaje się więc kluczowy.
Właśnie. Jest ważny jeszcze z jednego powodu – miasto to żywa tkanka, która podlega ciągłym zmianom, potrzeby mieszkańców też są inne z roku na rok. Władze powinny być otwarte na rozmowę i elastyczne. To wymaga pracy, ale lepiej stawiać czoła wyzwaniom współczesnych miasta, niż siedzieć wygodnie w fotelu z założonymi rękami.
* Mike Davies
współzałożyciel i partner biura architektonicznego Rogers Stirk Harbour + Partners. Pracuje zawodowo od ponad 40 lat, projektował m.in. takie inwestycje jak biurowiec firmy ubezpieczeniowej Lloyd’s of London, arenę O2 Dome czy paryskie Centrum Pompidou.
Za projekt rozbudowy Paryża “Grand Paris 2025” odznaczony został przez władze francuskie Legią Honorową.