Jedna z najprężniej rozwijających się krakowskich firm deweloperskich obchodzi w tym roku jubileusz 40-lecia istnienia. O rynku deweloperskim, nowoczesnym zarządzaniu i przyszłości Krakowa rozmawiamy z Mariuszem Bryksym, prezesem rodzinnej firmy deweloperskiej Bryksy.
JK: Przeszliście Państwo drogę od małej firmy do prężnej organizacji deweloperskiej inwestującej w kilku lokalizacjach, nie tylko w Krakowie, ale także w Rzeszowie. Jak określacie Państwo misję firmy Bryksy?
Od lat staramy się tworzyć budynki o interesującej architekturze w ciekawych lokalizacjach, które idealnie komponują się z otoczeniem. Misją firmy od samego początku jest tworzenie czegoś co daje nam satysfakcję, ale także takiego rodzaju budownictwa, które sprawi, że nasi klienci będą zadowoleni z naszej pracy. Jesteśmy firmą rodzinną, która teraz prowadzona jest przeze mnie i mojego brata Mirka, założył ją nasz tata – Marian Bryksy. Ważne są dla nas wartości rodzinne i kultura pracy. Bardzo cenimy nasz zespół i myślę, że takie podejście do pracy sprawia, że możemy prowadzić kolejne ciekawe projekty. Priorytetami oprócz wymienionej już przez mnie jakości architektury i interesującej lokalizacji jest wysoki standard wykonania. Satysfakcję sprawia nam realizacja projektów, w których możemy przekazać mieszkańcom miejsca dobre do życia.
Czym od strony inwestycyjnej różni się Kraków od Rzeszowa?
Każde z miast ma swój charakter i wyjątkową specyfikację. Wejście na nowy rynek jakim jest Rzeszów było dla nas sporym wyzwaniem. Cały czas uczymy się tego miasta, tej aglomeracji. Pomimo faktu, że Rzeszów jest dużo mniejszym miastem niż Kraków, zarówno jakość obsługi inwestorów, jak i komunikacja jest na wysokim poziomie. 40 lat doświadczenia to dużo, a jednocześnie w sam raz by mieć apetyt na kolejna wyzwania i nowe inwestycje.
W jaki, wobec tego sposób można zmienić tą sytuację. Czy można coś zrobić, aby odblokować tereny inwestycyjne w Krakowie?
To bardzo trudne pytanie. Jedną z możliwości jest skrócenie procedur administracyjnych. Niestety bardzo często władze miasta stosują je w sposób bardzo restrykcyjny. Zdajemy sobie sprawę z tego, że zdarzają się pojedyncze przypadki działań na pograniczu prawa, ale to jest margines. Nie powinno być tak, że za jedną „czarną owcę” konsekwencje ponosi kilkadziesiąt innych podmiotów gospodarczych działających od lat w sposób przejrzysty i szanujących przepisy. Te „czarne owce” to zazwyczaj firmy, które pojawiają się na rynku, wykonują jedną inwestycje i znikają. My na krakowskim rynku działamy od 40 lat i zawsze przestrzegamy wszelkich procedur. Warto więc by urząd zweryfikował podejście do inwestorów.
Czy możliwe jest stworzenie w Krakowie dużych enklaw mieszkaniowych? W zeszłym roku głośno było o „krakowskim Manhattanie”. Póki co jest projekt planu.
Takie tereny są konieczne dla rozwoju miasta. Jest na to wiele przykładów w Europie. Wystarczy spojrzeć na Kopenhagę, gdzie miasto stało się w pewien sposób aktywnym deweloperem ziemskim. Przygotowano tam z użyciem kapitałów własnych miasta tereny pod inwestycję. Konsekwencją była kontrola gminy nad zamierzeniami inwestycyjnymi i oczywiście zysk, który wpłynął do miejskiej kasy. Do tego potrzeba odwagi i rozsądku politycznego, którego w Krakowie brakuje. Łatwo jest mówić – nie budujmy nic, po co nam mieszkania, róbmy tylko tereny zielone. Konsekwencją jest tak zwany syndrom „zatłoczonego tramwaju” czyli jeśli ja już jadę to reszty pasażerów nie wpuszczę. Odnosząc to do budownictwa mieszkaniowego można powiedzieć, że mamy do czynienia z następującym zjawiskiem – jeśli ja mam już mieszkanie to koło mnie ma być teren zielony a nie mieszkania. Tylko gdzie mają mieszkać ludzie, którzy jeszcze mieszkań nie mają. Miasto musi się rozwijać. Muszą do niego napływać nowi mieszkańcy. Teraz najpopularniejszym słowem używanym przez polityków jest „betonowanie”. O „betonowaniu” mówić jest łatwo. To populistyczne hasło jest bardzo nośne i nie wymaga ani myślenia ani żadnych wysiłków. Tworzenie możliwości rozwoju miasta jest dużo trudniejsze, ale konieczne dla wszystkich, którym dobro miasta leży na sercu.
Jak wobec tego miasto powinno projektować tereny zielone?
Miasto powinno wyprzedzać deweloperów. Od razu w planie miejscowym muszą być narzucone warunki dotyczące zieleni. Najlepszym przykładem jest zabudowa Ruczaju z lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych. Pozwolenia na budowę obejmowały tam małe działki. Brak było kompleksowego planu zagospodarowania przestrzeni, który uwzględniałby tereny zielone i parki dla mieszkańców. Konsekwencją jest powstanie zabudowy, która ma bardzo mało obszarów zielonych. W planach miejscowych są teraz co prawda określane wskaźniki ilości terenu zielonego, ale nie ma nic na temat ich jakości. My w każdym z naszych projektów proponujemy wysokiej jakości zieleń i rozwiązania proekologiczne. Chcemy by jakość życia na naszych osiedlach była, jak najwyższa. O to samo powinna dbać gmina.
W którą stronę skręci rynek mieszkaniowy?
Mam nadzieję, że trochę nadmiernie rozgrzany rynek mieszkaniowy lekko wytonuje. Zdecydowanie wolimy pracować na rynku zrównoważonym. To jest bardziej bezpieczne dla deweloperów, jak i kupujących. Teraz wzrosty stóp procentowych i czynniki zewnętrzne, takie jak agresja Rosji na Ukrainę, wprowadziły pewną nierównowagę, ale w przyszłości zakładam stabilizację na rynku. Niestety inflacja jest bardzo wysoka, więc w bliskiej perspektywie będzie ona przyczyniała się do wzrostów. Nowe wzrosty będą przyrostami inflacyjnymi i nie będą one wynikały z przewagi popytu nad podażą. Prawdopodobnie w dłuższej perspektywie czasowej ceny przestaną tak szybko rosnąć i będzie to bardzo korzystne rozwiązanie.
Rocznica powstania firmy, to okazja by zapytać o sztandarową inwestycję.
Ja osobiście najbardziej dumny jestem z naszego projektu Lipska 4-6-8 czyli z miejsca, gdzie znajduje się siedziba naszej firmy. To przykład, jak można rozpocząć zabudowę terenów poprzednio bardzo zaniedbanych. Za pomocą dość prostego przekazu architektonicznego stworzyć miejsce, które żyje. Takie, na terenie, którego są nie tylko mieszkania, ale także plac zabaw, usługi, przedszkole i oczywiście powierzchnie biurowe. Bezpośrednio obok tej inwestycji powstaje komplementarna zabudowa Saska Blu. W tym roku kończymy budowę drugiego etapu i jesteśmy w trakcie realizacji trzeciego.
Skoro mówiliśmy o sztandarowym projekcie to zapytam też o projekt najtrudniejszy w realizacji.
Najtrudniejszy w realizacji był usytuowany w Śródmieściu projekt przy ulicy Łobzowskiej 22. To był zabytkowy pałacyk na środku działki i musieliśmy przestrzegać wszelkich zaleceń konserwatorskich. Z dawnego pałacyku zostawiliśmy zabytkowe ściany zewnętrzne, od nowa tworzyliśmy strukturę wewnętrzną. Wyzwaniem było zbudowanie pod zabytkowym pałacem garażu podziemnego. W pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że cała konstrukcja wręcz lewituje w powietrzu. Na miejscu były ekipy archeologiczne. Odkryliśmy przy okazji stare podziemne kanały i zanim przystąpiliśmy do dalszych prac zostały one zbadane przez archeologów. Ten projekt był najtrudniejszy zarówno od strony budowlanej, jak i architektonicznej.
Jakie są plany i na przyszłość i czego sami sobie chcielibyście życzyć?
Niezależnie od inwestycji w Krakowie i dwóch nowych projektów w Rzeszowie, opracowujemy nowe produkty. Mowa o mieszkaniach na wynajem i prywatnych akademikach. Ten ostatni segment dopiero rozwija się w Polsce. Analizujemy teraz dwa tego typu projekty jeden w Krakowie, a drugi w Rzeszowie. To będzie kolejny obszar, w którym chcemy się rozwijać. Wierzę, że nasza praca nadal będzie, zarówno nam jak i wszystkim naszym pracownikom, sprawiała wiele satysfakcji. Mam też nadzieję, że przed nami kolejna sukcesja.