Ceny mieszkań rosną prawie w całej Europie, tyle że u nas prawie dwa razy szybciej niż w innych państwach.
Najdrożej jest w Paryżu
Ceny mieszkań szokują. Wciąż pobijane są kolejne rekordy. Tak jest nie tylko w Polsce. W Paryżu średnia cena metra kwadratowego nowego mieszkania dobija do prawie 13 tysięcy Euro. Kilka razy niższa jest średnia dla całej Francji ale i tak jest to kwota bardzo wysoka, bo 4,42 tysiąca Euro za metr kwadratowy. Warto dodać, że to właśnie we Francji buduje się najwięcej nowych mieszkań w Europie. Jak wynika z raportu „Property Index Overview of European Residential Markets” w zeszłym roku wybudowano w tym kraju 381 tysięcy mieszkań. Polska w tym zestawieniu zajęła trzecie miejsce z 220 tysiącami mieszkań.
Ceny mieszkań w różnych państwach
Średnio w ciągu ostatniego roku ceny mieszkań w Europie na rynku pierwotnym wzrosły o około 7,5 procent. Nieco więcej, bo ponad 10 procent odnotowano na rynku wtórnym. Drożej jest w wielu krajach między innymi w Niemczech gdzie za metr kwadratowy mieszkania trzeba zapłacić ponad 4 tysiące Euro. Podobnie jest w Austrii. Najtańszym krajem jest Bułgaria. Tu metr kwadratowy nowego mieszkania kosztuje mniej niż 600 Euro. Jeśli przyjmiemy kurs z 9 sierpnia czyli 4,56 złotego za Euro to okazuje się, że mieszkania w Bułgarii kosztują poniżej 3 tysięcy złotych za metr.
Fliperzy i fundusze windują ceny
Dlaczego ceny mieszkań w Polsce wzrosły o kilkanaście procent i rosną dalej Nie dlatego, że mieszkania są relatywnie tanie, bo nie są. W relacji do naszych zarobków mieścimy się tu gdzieś w średniej europejskiej więc nie ma powodów by ceny tak drastycznie rosły. Jednym z powodów jest oczywiście bardzo wysoka inflacja, która napędza wzrost cen właściwie wszystkich produktów i usług a nie tylko mieszkań. Za ponadnormatywny wzrost odpowiadają też zakupy inwestycyjne dokonywane masowo przez fundusze inwestycje.
Kiedy na rynku jest za mało mieszkań, każdy hurtowy zakup tysiąca czy kilku tysięcy mieszkań powoduje podwyżki.
Tak było już w kilku innych krajach Europy i tak jest teraz w Polsce. Fundusze kupują często nawet po tysiąc mieszkań i przeznaczają je potem na wynajem. Daje im to stały znaczący dochód. Drugą grupę inwestorów stanowią tak zwani fliperzy. Kup tanio, wyremontuj i sprzedaj drożej. To ujęta w jednym zdaniu filozofia fliperów. Przy stałym wzroście cen to bardzo intratne zajęcie.
Pułapka tanich kredytów
Popyt podnoszą też ludzie, którzy skuszeni niskim oprocentowaniem kredytów zadłużają się na potęgę kupując mieszkania. Kredyt hipoteczny jest oczywiście normalną formą inwestowania w nieruchomości ale pod warunkiem, że zostawiamy sobie margines na to, że w przyszłości oprocentowanie wzrośnie i zarabiamy tyle, by te wyższe raty spłacać. Jeśli nie bierzemy tego pod uwagę, w przyszłości mogą czekać nas problemy. Popatrzmy na liczby. Polacy jak podaje Biuro Informacji Kredytowej zadłużyli się już na kupno mieszkania lub domu na kwotę 500 miliardów złotych. Średnia kwota udzielanego w pierwszym półroczu kredytu hipotecznego była rekordowa i wyniosła 318 tysięcy złotych. Aż jedna czwarta kredytów została udzielona na kwotę pół miliona złotych.
Jak długo pracujemy na mieszkanie
Jak podaje HRE Investments mieszkańcy dużych miast na metr kwadratowy mieszkania muszą pracować średnio 34 dni. Wydawało by się, że najkrócej pracuje się na mieszkanie w Warszawie gdzie zarobki są najwyższe. Nic bardziej błędnego. Wysokie ceny mieszkań w stolicy Polski powodują, że to właśnie tam na metr kwadratowy trzeba pracować najdłużej, około 42 dni. Najkrócej na metr kwadratowy mieszkania muszą pracować mieszkańcy Katowic i to właśnie w tym mieście relacja ceny do zarobków jest najkorzystniejsza. Powodów do radości nie mogą mieć mieszkańcy Krakowa i Gdyni. W obydwu miastach na metr kwadratowy mieszkania trzeba poświęcić 40 dni roboczych. Mieszkańców dużych miast w Polsce łączy jedno. We wszystkich miastach średnia pensja na rękę jest niższa niż cena metra kwadratowego.
Jakie będą ceny mieszkań?
Na to pytanie żaden poważny analityk nie udzieli jednoznacznej odpowiedzi. Z tego prostego powodu, że jest zbyt wiele niewiadomych, by można było pokusić się o precyzyjną prognozę. Z jednej strony galopująca inflacja i niskie stopy procentowe napędzają wzrost cen. Pomagają im w tym fliperzy i fundusze. Jednak kiedy zacznie się stabilizacja cen fundusze wstrzymają się z zakupami i będą czekać na okazje. Podobnie zachowają się fliperzy, bo co to za atrakcja urządzić mieszkania i prawie nic na tym nie zarobić. Nieznane są zapisy ustaw, które mają wzmocnić budownictwo mieszkaniowe. Jeśli państwo zacznie gwarantować wkład własny liczba udzielanych kredytów może jeszcze wzrosnąć i nakręcić popyt. Tyle, że mogą też wzrosnąć stopy procentowe i wtedy część osób znów zacznie oszczędzać na lokatach. Dużo informacji o rynku uzyskamy jesienią.