Park na zamkniętej estakadzie kolejowej i w podziemnej stacji, czyli czego Kraków może nauczyć się od Nowego Jorku i jak wygląda dobry „placemaking”.
W środku Miasta, celowo piszę z wielkiej litery, bo Nowy Jork jest ikoną wszystkiego co miejskie, znajdziemy fragment łąki. Obok wysokich apartamentowców, eleganckich i diablo drogich, w tym jedynego w Stanach projektu słynnej architektki Zahy Hadid, mamy zawieszony nad ulicami dziki ogród. Znajdziemy tu zioła, trawy, drzewka, nawet motyle tak rzadkie w Nowym Jorku, porośnięte zielenią szyny kolejowe, kojarzące się z dzieciństwem pełnym przygód (przynajmniej tym, co mieli szczęście urodzić się przed czasami ogrodzonych osiedli i dzieci podwożonych pod drzwi szkół). To High Line: park utworzony na trasie linii kolejowej przebiegającej przez modną dzielnicę Chelsea przez 2,5 km na wysokości 9 metrów.
Dziki charakter zieleni jest podtrzymywany przez profesjonalnych ogrodników miejskich. W parku można odpocząć: znajdują się tu ławki, a w zasadzie meble parkowe, nawiązujące do historii miejsca, zbudowane z materiałów i przy użyciu technologii używanych w dziewiętnastowiecznej technice kolejowej. Są tu też fontanny z wodą pitną, leżaki i niezapomniane widoki na industrialny Manhattan i rzekę Hudson. Odbywają się koncerty, performance, spontaniczne spektakle, pikniki czy sesje jogi na powietrzu.
Park jest wyjątkowy nie tylko przez lokalizację zawieszoną nad miastem, ale przez swoją historię. To miejsce, jedne z wielu w tym „znikającym” mieście, którego miało nie być. Zostało dzięki inicjatywie i uporowi mieszkańców, którzy nie zgadzali się na wyburzenie starej, zamkniętej linii kolejowej. Zebrali pieniądze, postarali się o umocowanie prawne i stworzyli świetny przykład rewitalizacji, która przyczyniła się do podniesienia atrakcyjności dzielnicy, a także cen nieruchomości w okolicy.
Wcześniej była to przemysłowa linia kolejowa, jej początki sięgają 1847 roku, kiedy biegła przez Manhattan, dowożąc towary z Alabamy. Linia prowadziła przez zatłoczone ulice miasta, dochodziło do wielu wypadków, często śmiertelnych. Postanowiono ją więc podnieść i w 1929 roku zdecydowano się na budowę estakady na wysokości 3-go piętra sąsiadujących z nią budynków. W związku z tym, że w Ameryce dominował trend wycofywania się z transportu kolejowego na rzecz samochodów
i ciężarówek, w latach 80-tych kolej została zamknięta i częściowo wyburzona. Na pozostałej części estakady nad głowami nowojorczyków natura zaczęła zawłaszczać „ziemię niczyją”: w betonowej dzielnicy powstał pas naturalnej łąki. Zdziwienie i zachwyt fotografa, który nielegalnie wspiął się i odkrył ten magiczny zakątek w postindustrialnej przestrzeni był początkiem batalii o to, by High Line nie zburzyć, a nieruchomości nie sprzedać. Pisarz Joshua David oraz pracownik spółek technologicznych – Robert Hammond powołali do życia grupę „Przyjaciele High Line”. Wykorzystując postindustrialny, dziki i nostalgiczny klimat tego miejsca rozpoczęła się jego rewitalizacja, a właściwie placemaking. Co to takiego? Działania społeczne, bo najwięcej o miejscu i potrzebach wiedzą lokalni mieszkańcy. Nastawione na tworzenie miejsca, a nie tylko projektu, wychodzące ze współpracy różnych partnerów, by zdobyć nowatorskie pomysły, ale też finanse. Budujące więzi sąsiedzkie, unikające urzędniczego „nie da się”, zaczynające od wizji, ale i prostych rzeczy. Akceptujących, że tworzenie takich miejsc nigdy się nie kończy, bo później należy nimi sprawnie zarządzać. Placemaking to nie naiwni ekologach przykuci do koparek, ale racjonalna koncepcja, która ma w efekcie poprawić komfort życia mieszkańców.
Zwycięzcy konkursu na rewitalizację High Line – Field Operations Diller+Scofidio+Renfro postanowili: „zainspirowani melancholijnym, nieokiełznanym pięknem High Line, tam gdzie natura domagała się kiedyś niezbędnego elementu infrastruktury miejskiej, przekształciliśmy ten przemysłowy środek lokomocji w postindustrialny instrument wypoczynku i refleksji na temat znaczenia kategorii natury i kultury w naszych czasach. Zmieniając zasady współistnienia i relacje pomiędzy roślinnością, a przechodniami, nasza strategia architektury łączy materiały organiczne i budowlane, tworząc mieszankę o zmiennych proporcjach łączącą to, co dzikie i poskromione, osobiste i hiperspołeczne”. I naprawdę im się to udało. High Line odwiedza rocznie 5 mln turystów, czy LowLine czeka porównywalny sukces?
LowLine, jak sama nazwa wskazuje, to projekt podziemny: tym razem park ma znajdować się na terenie dawnej stacji kolejowej na Lower East Side. Autorami projektu LowLine są dwaj inżynierowe z NASA: James Ramsey i Dan Baarsch. Tereny dawnej stacji zostaną zadrzewione i doświetlone za pomocą skomplikowanego systemu światłowodów, które wytłumią szkodliwe promienie UV i podczerwień, ale zachowają długość fal odpowiednią dla fotosyntezy. Podobny system używano w starożytnym Egipcie dla wpuszczenia światła do wnętrza grobowców. Światło magazynowane będzie przez system kolektorów słonecznych ustawionych na ulicy Delancey, na powierzchni miasta.
Stacja Williamsburg Bridge została wybudowana w 1908 roku, ale od 1948 roku jest nieużytkowana. Mimo lat zaniedbań, nadal zachowały się w niej pozostałości bruku, sklepienia na suficie, czy krzyżujące się tory.
– Ta niewykorzystana historyczna stacja znajduje się w najmniej zielonej części Nowego Jorku. Rewitalizacja stacji kolejowej i zaadaptowanie jej na miejski ogród daje możliwość przywrócenia tej przestrzeni dla dobra wspólnego – mówią architekci Ramsey i Baarsch.
Władzę Nowego Jorku wyraziły zgodę na taką rewitalizację, obecnie trwa zbieranie funduszy.
Czy w Krakowie podejmuje się podobne działania? Czy można znaleźć przykłady placemakeingu? Mamy projekt „Superścieżka”, choć niektórzy mieszkańcy podważają bycie „super”, skoro prowadzi ona wzdłuż ciągle zakorkowanej trzypasmówki. W metropoliach, gdzie każdy metr jest na wagę złota, odnajdywanie przestrzeni na miejską zieleń, wymaga kreatywności. Czasami warto zawalczyć też o to, by po prostu nie zepsuć działań natury.
Lidia Branicka